Uff - ostatnie plansze "z żubrami" odesłane, mogę o 1:31 zająć się życiem prywatnym (o żubrach będzie później). Zrobiłam już porządek na pulpicie i został jeden folder "2014 12 14 BELGIA". Ciągle odkładałam ten wpis i co? Minął miesiąc a posta brak... Mam chwilę to nadrobię zaległości :).
Nasza przygoda zaczęła się w Holandii. Muszę przyznać, że zieleń otaczająca lotnisko w Eindhoven zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Przy budynku posadzono grupy traw, które podkreślały nowoczesną architekturę i dodawały pewnej lekkości. Bez tych kwietników pozostałaby zimna betonowa płyta. Na miejscu spodobały mi się także przystanki z zielonymi dachami. Fantastyczny pomysł! Do samochodu musieli ciągnąć mnie siłą, bo musiałam zrobić "jeszcze jedno zdjęcie".
Po kilku dniach spędzonych w Belgii trudno o podsumowanie. Mam kilka spostrzeżeń:
- czystość, ład i porządek (na ulicach, w domach i ogrodach)
- zieleń w miastach jest zadbana (starannie i regularnie strzyżona)
- większość działek posiada przedogródek (w Anglii pełni on zwykle funkcję parkingu, a tu rośliny posadzone są z pewnym zamysłem, często geometrycznym. Oczywiście żywopłoty są precyzyjnie strzyżone).
- niezrozumiały system segregowania śmieci :) (trzeba mieć 5 koszy i jeszcze składzik w garażu)
Ten wyjazd wiązał się ze świętami, więc cały czas poświęciliśmy naszej rodzinie. Tym razem nie znaleźliśmy nawet chwili na zwiedzanie. Do Belgi muszę wrócić po inspiracje. Poniżej macie kilka ujęć "w biegu". Chyba zgodzicie się ze mną, że warto tu powrócić z aparatem :).
0 komentarze