Żuki, korony, walce i tajemniczy zamek w Nymans ...
Miałam
spory dylemat od którego ogrodu zacząć. To pierwszy wpis, więc
pomyślałam, że ogród powinien być wyjątkowy. Po dłuższym zastanowieniu
postanowiłam podzielić się wrażeniami z ogrodu w Nymans. To ogród jak z bajki - z średniowiecznym zamkiem i zielonymi olbrzymami w tle.
Nymans odwiedziłam na początku maja i trochę żałuję... Nie miałam okazji podziwiać ogrodu różanego w pełnej krasie. Nie zdążyły zakwitnąć róże, ani oplatające ścieżki lawendy. Te romantyczne wnętrze ogrodowe polecam szczególnie miłośnikom róż - znajduje się tu ponad 150 starych (historycznych) odmian. Kolekcję założyła właścicielka posiadłości - lady Maud Messel w 1920 roku. Pierwsze krzewy pochodziły z ogrodów francuskich i włoskich.
Po wyjściu z ogrodu różanego mój wzrok skierował się ku wysokim topiarom. Zielone kolumny budziły moją ciekawość i powodowały, że chciałam kroczyć w głąb ogrodu i odkryć świat, który przesłaniały...
Serce Nymans stanowi Wall Garden. To najstarsza i najokazalsza część tego założenia. Do wnętrza można dostać się przez dwie bramy, które zamykają oś widokową.
W centralnej części, na przecięciu ścieżek postawiono włoską fontannę,
którą otoczono "zielonymi filarami". Filary zwieńczono misternie
uformowanymi koronami. Aż trudno uwierzyć, że te zielone dzieła sztuki
powstały z krzewów!
Myślałam, że już nic nie jest w stanie mnie tam zaskoczyć... ale... wystarczyło przejść kilka kroków, przekroczyć kolejną bramę, a tam czekały już na mnie olbrzymie bukszpanowe żuczki (The Beatles - tak je nazwałam). Przypominają strażników strzegących bram do ogrodu, prawda?
Po wyjściu z ogrodu różanego mój wzrok skierował się ku wysokim topiarom. Zielone kolumny budziły moją ciekawość i powodowały, że chciałam kroczyć w głąb ogrodu i odkryć świat, który przesłaniały...
Myślałam, że już nic nie jest w stanie mnie tam zaskoczyć... ale... wystarczyło przejść kilka kroków, przekroczyć kolejną bramę, a tam czekały już na mnie olbrzymie bukszpanowe żuczki (The Beatles - tak je nazwałam). Przypominają strażników strzegących bram do ogrodu, prawda?
Po przejściu tej osobliwej bramy moim oczom ukazał się nieco baśniowy obraz - ruiny zamku skąpane w zieleni (ten fragment posiadłości określono w przewodnikach jako Forecourt - czyli dziedziniec). Na murach poprowadzono krzewy owocowe, róże, pnącza a nawet żywopłot. Tak, tak, nie pomyliłam się - krzewy, które przerosły mur przycięto na zgrabny prostopadłościan i przyznaję że to bardzo oryginalny pomysł.
Po pokonaniu kilku stopni weszłam na mały, otoczony murem ogród kwiatowy. Same kwietniki (takie typowe angielskie rabaty obsypane kwiatami) nie zrobiły na mnie takiego wrażenia jakie zrobił widoczny z oddali olbrzymi cedr - taki majestatyczny. Mogłoby się wydawać że konkuruje z ruinami zamku o względy turystów i pozuje do fotografii.
Wąskie żwirowe ścieżki poprowadziły mnie do zamkniętego w murach zamku ogrodu. Jest to klasyczny wirydarz - kwadratowy, otoczony murem, podzielony ścieżkami na 4 kwatery, ze studnią w centralnej części kompozycji. Nasadzenia były skromne, ale takie kwietniki nawiązują do historii założeń średniowiecznych (gdzie trudno było o kwitnące byliny i krzewy). To doskonale podkreśla styl tego założenia i wywołuje genius loci.
Cedr libański Cedrus libani |
Pergola zatopiona w kwiatach glicynii |
Ponadto w Nymans :
Wnętrze ogrodowe w stylu japońskim z pagodą i pergolą
Ogród krajobrazowy z tarasem widokowym
Więcej informacji znajdziecie na oficjalnej stronie:
Nymans
0 komentarze